Wszystko wskazuje na to, że koronowirus będzie miał wpływ na sytuację na rynku owoców i warzyw, zarówno w najbliższym czasie, jak też w nowym sezonie. Obecnie dotyczy to głównie handlu jabłkami (też pomidorami) pochodzącymi szczególnie z dwóch najbardziej dotkniętych krajów – Chin i Włoch. I choć nie przenosi się on z owocami i warzywami, zwłaszcza dłużej transportowanymi, a tym bardziej z przetworami, to jednak panika konsumentów może zrobić swoje. Ważne jest więc ich edukowanie, że owoce i warzywa są bezpieczne pod względem zagrożenia zarażeniem i ich spożycie nie niesie jakiegokolwiek ryzyka.

Ograniczenia na rynku pracy

Jeśli epidemia zacznie przybierać na sile mogą oczywiście pojawić się inne problemy. Jednym z ważniejszych może być ograniczenie napływu pracowników do robót sezonowych, szczególnie do zbioru, który wymaga najwięcej ludzi. Z niepokojem, ale też zrozumieniem śledzimy zachowanie władz Ukrainy, która mocno obawia się, że wirus przyjdzie z Polski. Gdyby rzeczywiście granica została zamknięta na dłużej, pracowników zabraknie. Szczególnie narażeni na skutki takiego ruchu mogą być plantatorzy deserowych owoców jagodowych- truskawek, malin, borówki i niektórych warzyw. W tych przypadkach zbiorów nie da się zmechanizować, a możliwości zastąpienia Ukraińców kimś innym praktycznie nie ma.

Zaopatrzenie w środki ochrony

Nieco mniejsze zagrożenie dotyczy ewentualnych braków środków ochrony roślin. Tych raczej nie zabraknie, ale niektórych rzeczywiście może nie być w takich ilościach, jak w poprzednim sezonie. Zwłaszcza w jego drugiej części, kiedy to w przypadku niemożliwości dokonania zakupów na zewnątrz (np. w Chinach) – co jest mało prawdopodobne – skończą się zapasy zgromadzone przez dystrybutorów przed rozpoczęciem okresu rozpoczęcia ochrony i sprzedaży.

Handel owocami i warzywami

Nie należy mieć raczej obaw o zamknięcie dla polskich produktów rynków zewnętrznych. Do pierwszych zbiorów z pól jest jeszcze trochę czasu i sytuacja do tego momentu (miejmy nadzieję) powinna się ustabilizować. To nie my jesteśmy na pierwszej linii konsumenckich obaw, bardziej Włosi i Chińczycy, którzy już mają ogromne problemy ze swoją ofertą eksportową.

Podsumowanie

Wydaje się więc, że dla polskiego ogrodnictwa najważniejszym gospodarczym problemem może być brak dostatecznej liczby rąk do pracy spowodowany zamykaniem ruchu i utrudnieniami na granicach. Szczególnie może się to nasilić w okresie zbiorów. Pozostaje więc mieć nadzieję, że do tego czasu sytuacja ulegnie opanowaniu i presja ze strony wirusa osłabnie.

Bądźmy więc dobrej myśli, słuchajmy zaleceń władz i instytucji odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo, nie ryzykujmy zbyt częstymi publicznymi kontaktami i nie panikujmy wzmożonymi zakupami czegokolwiek. To czas próby, której większość z nas w swoim życiu nie była poddawana. Musimy ją zdać.

Jako pozytyw należy widzieć to, że w Chinach apogeum ataku koronawirusa jest za nami i życie stopniowo zaczyna wracać tam do normy. I choć ta „norma” jest jeszcze dosyć odległa, to lekkim optymizmem powiało. Wydaje się więc, że Chińczycy najgorsze mają już za sobą.

Mirosław Maliszewski, Prezes Związku Sadowników RP.







Poprzedni artykułUkraina zamyka granice. Kto będzie pracował w gospodarstwach?
Następny artykułGuzowatość na borówce wysokiej

3 KOMENTARZE

  1. haha smiac mi sie chce ja tam dam rade sam a pseudo biznesmeni rolnicy co jest z wami jedyna sprawiedliwosc wkoncu was dosiegnie ale mysle ze pracownicy beda niestety

  2. Do rolnika: duże litery, polskie znaki (ć,ś,ę), znaki interpunkcyjne. Mówi Ci to coś? Człowieku, jeśli już decydujesz się coś pisać, to zrób to tak, żeby można Cię było zrozumieć. Kolega Mariusz może zrozumiał o co Ci chodzi, a może nie. Pozdrawiam

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj