W Polsce trwa agonia rynku miodu. Na serwisach aukcyjnych roją się ogłoszenia o sprzedażach rodzin pszczelich. Tylko na jednym z najpopularniejszych z nich było 18 lutego takich ofert ponad 840, a przecież informacje o sprzedaży pojawiają się także w branżowych grupach w mediach społecznościowych czy są dostarczane poprzez organizacje branżowe. Ceny rodzin pszczelich są niskie lub wręcz katastrofalne – skoro miód jest tani lub nawet w przypadku niektórych gatunków hurtowo niesprzedawalny, to zainteresowanie powiększaniem pasiek jest bardzo znikome. Trwa dziś ogólnopolski protest rolników – czy przy tej okazji swe niezadowolenie ze sprowadzania wielkich ilości żywności do Polski zamanifestują także pszczelarze?
Skąd miód trafia do Polski?
Głównym kierunkiem importu są Chiny. Według niektórych wyliczeń import miodu z tego kraju rośnie średnio od czterech lat w tempie 13% rdr. Jeszcze w poprzedniej dekadzie głównym dostawcą miodu na rynek Polski była Ukraina. Towar z tego kraju był wysokiej jakości, pozyskiwany z gatunków roślin znanych także w Polsce z racji na bliskość geograficzną i podobne uwarunkowania klimatyczne, ale jest on średnio o 40% droższy od produktu chińskiego – w 2023 roku miód z CHRL w UE w dużym hurcie kosztował średnio 1,4 EUR za kg (6,08 zł/kg), podczas gdy za miód zza Buga zapłacić trzeba było 2,3 EUR za kg (9,98). Miód z polskich pasiek towarowych w skupach wyceniany był wyżej, choć w krytycznym momencie roku 2023 cena za miód rzepakowy spadła do poziomu 9,60 zł/kg, a przez większość firm przestał on być w ogóle skupowany. Za miody rzadsze stawki były wyższe, choć i tak trudno nazwać je zadowalającymi.
Kto handluje miodem?
Na liście firm zajmujących się obrotem miodem znajduje się wiele znanych marek. Produkty tych przedsiębiorstw znaleźć można na półkach popularnych sklepów. Aby zorientować się skąd pochodzi miód należy dokładnie czytać etykiety. Gdy produkt z Chin, Ukrainy, Litwy czy Rumunii na polski rynek wprowadzają prywatne firmy, to choć lokalni pszczelarze są tym oburzeni, można to jeszcze zrozumieć. W prowadzeniu biznesu liczy się rachunek ekonomiczny. W ostatnich dniach media społecznościowe obiegło jednak zdjęcie słoika miodu oferowanego przez Roztoczański Związek Pszczelarzy z Tomaszowa Lubelskiego, na etykiecie którego w miejscu pochodzenia widniała Ukraina. Jeżeli nawet organizacje pszczelarskie preferują handel importowanym miodem, to trudno spodziewać się by przed branżą rozpościerała się pomyślna przyszłość.
Coraz większy zastój
Po rekordowych pod kątem importu miodu latach 2020 i 2021, kiedy do Polski co roku sprowadzano prawie 40 tys. t towaru, a więc niemalże równowartość krajowego spożycia, w ostatnich dwóch latach zaznaczył się spadek. Ale realnie mniej także eksportujemy. Minione sezony były z kolei dość udane pod kątem produkcji w polskich pasiekach, co przyczyniło się do powstania niekorzystnego splotu okoliczności.
Pszczoły miodne pewnie nie znikną z plantacji, gdyż większość rodzimego pogłowia utrzymywane jest w małych, hobbystycznych pasiekach. Ich właściciele jednak rzadko prowadzą wędrowną gospodarkę pasieczną, więc w niektórych częściach kraju zapylaczy może brakować nawet jeśli gdzie indziej trwać będzie przepszczelenie. Jednak te gospodarstwa, które nastawione są na zysk i traktowane są w UE jako towarowe, a więc z ponad 150 zasiedlonymi ulami, mogą stanąć w obliczu poważnych problemów finansowych. Zastój na rynku miodu przekłada się na mniejszy obrót młodymi rodzinami pszczelimi, tzw. odkładami czy też niższe zainteresowanie wymianą matek. Należy się także spodziewać pesymizmu inwestycyjnego w zakresie kupowania nowego sprzętu do miodobrań czy wędrówek z pszczołami. W efekcie kryzysu na rynku miodu ucierpi więc cała branża. Dlatego apelujemy o kupowanie miodu u lokalnych pszczelarzy.
Za opracowanie danych liczbowych dotyczących międzynarodowego handlu miodu w ostatnim 20-leciu serdecznie dziękuję Wojciechowi Kopciowi, rolnikowi i doradcy firmy Yara Poland.