Tegoroczne zbiory rokitnika w Polsce uznać można na ogół za udane. Uprawą tego gatunku zajmuje się wąskie grono ogrodników, choć największa polska plantacja, zlokalizowana na wschodzie kraju, jest dość rozległa i zajmuje areał wynoszący ponad 30 ha. Właśnie jej właściciela, Stanisława Trzonkowskiego, postanowiłem zapytać o to jak przebiegał sezon i zbiory w tym roku.
Plony na dobrym poziomie
Nie mogę narzekać w tym roku na plonowanie. Pędy były ciężkie od owoców. Same owoce były zaś zdrowe i dobrej jakości, co w obliczu problemów na niektórych plantacjach wywoływanych przez obecność muchy rokitnikowej jest bardzo ważne. – informuje Stanisław Trzonkowski. Pewnych problemów przysparza jednak technologia zbiorów. Polega ona na wycinaniu pokrytych owocami pędów i zwożeniu ich do mroźni. Po zamrożeniu owoce są z nich otrząsane. To dość kosztowna procedura, a nadto bardzo pracochłonna. Czy nie lepiej więc byłoby, gdyby przynajmniej częściowo pomogła natura? Nie uda się w to w polskim klimacie. Z resztą w innych też odbywa się kosztem jakości owoców. Są różne badania, które tego dowodzą. Pozostawienie owoców na krzewach w oczekiwaniu na nadejście mrozu to wariant praktykowany w niektórych państwach, gdzie rokitnik jest znacznie popularniejszym owocem niż u nas. Takie postępowanie wiąże się jednak z utratą jakości owoców rzutującą na finalne produkty z nich, a co może nawet ważniejsze, na utratę witaminy C. Okres zbiorów po nastaniu mrozów powoduje także zjełczenie niezwykle cennego oleju znajdującego się w owocach co nadaje sokom i innym produktom z rokitnika brunatny kolor, nieprzyjemny zapach i smak. Owoce rokitnika zebrane na czas, we właściwym stadium, są przeobfitym źródłem tego cennego dla ludzkiego zdrowia związku chemicznego i ponad 190 innych potrzebnych ludzkiemu oragnizmowi– wyjaśnia S. Trzonkowski.
Brakuje rąk do pracy
Wciąż pogłębiającym się problemem jest niedostatek pracowników sezonowych. S. Trzonkowski w tym roku musiał oprzeć się w dużej mierze na przybyszach ze wschodu w starszym wieku niż zazwyczaj. Z uwagi na rosyjską inwazję mniej Ukraińców niż w latach poprzednich podjęło sezonowe zatrudnienie w jego gospodarstwie. Zbiory rokitnika w pewnej mierze pokrywają się czasowo z kampanią aroniową. S. Trzonkowski w swym gospodarstwie uprawia także i ten gatunek na ok. 160 ha. W bieżącym sezonie nie wystarczyło ludzi do skompletowania załóg wszystkich kombajnów, więc zbiory czarnych jagód ruszyć musiały tak wcześnie jak tylko było to możliwe, by zebrać plon w oknie czasowym trwania skupu. To nawarstwienie się terminów było czynnikiem dodatkowo komplikującym rokitnikowe żniwa.
Kolejny rok też powinien być niezły
Owoce były dorodne w tym roku, ale i rośliny generalnie wyglądają nieźle. Niewiele wiedzieliśmy tak naprawdę o rokitniku decydując się na założenie pierwszej kwatery. Z czasem jednak sukcesywnie poszerzaliśmy wiedzę, także w oparciu o zagraniczne źródła, w głównej mierze te ze wschodu. Sporo pomagali naukowcy z IO w Skierniewicach. Mam wrażenie, że to wszystko przekłada się na coraz lepszą kondycję roślin i polepsza ich plonowanie – mówi S. Trzonkowski. I rzeczywiście, kwatera rokitnikowa w jego gospodarstwie prezentuje się bardzo okazale. Oceniając stan roślin można snuć nadzieję, że plon w 2023 roku także będzie dobry. Rosnące zainteresowanie zagospodarowaniem owoców rokitnika płynące ze strony mediów oraz influencerów żywieniowych stwarza szansę na popularyzację tego cennego owocu w naszym kraju, a tym samym – być może – na wzrost jego spożycia oraz produkcji pomimo pracochłonnej i kosztownej technologii uprawy i zbiorów.
Zdjęcia: Stanisław Trzonkowski