Jak informuje Dziennik Rzeczpospolita w trzecim kwartale 2018 r. liczba cudzoziemców, którzy opłacają w Polsce składki na ubezpieczenia społeczne, czyli pracują legalnie, wzrosła do przeszło 569 tys. – wynika z danych ZUS. Zdecydowaną większość, bo aż 426 tys., stanowią Ukraińcy. Do tego trzeba doliczyć Ukraińców pracujących „na czarno”. Szacunki mówią, że w sumie w naszym kraju może ich być nawet grubo ponad milion.
Migracja rośnie
Oficjalne dane ukraińskie pokazują, że od 2015 r. kraj ten opuściło 7 proc. siły roboczej. Liczba ta jest prawdopodobnie jeszcze wyższa, bo Ukraińcy korzystają teraz z ruchu bezwizowego w UE. Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji już nawet 12 proc. Ukraińców znalazło pracę w innych krajach Europy albo planuje wyjazd w najbliższym czasie. ONZ ocenia, że populacja naszego wschodniego sąsiada spadnie z 44,2 mln do 36,4 mln w 2050 r.
Ludzie migrują za pieniędzmi. Przeciętne zarobki statystycznego Ukraińca to ponad 7 tys. hrywien miesięcznie, czyli mniej niż 1 tys. zł. Tymczasem, jak wynika z raportu „Barometr imigracji zarobkowej” za drugie półrocze 2018 r. przygotowanego przez firmę Personnel Service, 60 proc. pracowników z Ukrainy zarabia w Polsce 2,5–3,5 tys. zł netto. Pracowników z tego kraju zatrudnia już co piąta polska firma, a co szósta zamierza ich poszukiwać w ciągu najbliższego roku – wynika z raportu Rzeczpospolitej.
Konkurencja o pracowników z Ukrainy rośnie
O pracowników ze Wschodu chcą tez powalczyć Niemcy. Być może już na początku przyszłego roku nasi zachodni sąsiedzi szerzej otworzą swój rynek pracy dla pracowników spoza UE. Z badania przeprowadzonego przez Work Service wynika, że z Polski może tam wyjechać nawet 59 proc. Ukraińców. To byłby ogromny cios dla polskiej gospodarki, gdzie już w tej chwili coraz trudniej jest pozyskać jakichkolwiek do pracy. Dotyczy to także sektora rolniczego i ogrodniczego w Polsce. Z raportu przygotowanego przez NBP w 2017 roku, wynika, że w samym tylko powiecie grójeckim i płońskim, aż połowa gospodarstw zatrudnia pracowników z Ukrainy.
O desperacji w branży świadczy ruch Budimeksu, który chce zatrudnić 1,1 tys. osób do końca 2019 r. roku i oferuje za pomoc w rekrutacji do 2 tys. zł premii od osoby. Obecne szacunki mówią, że 20–25 proc. pracujących w Polsce na budowach to osoby z Ukrainy i Białorusi, bez nich branża nie byłaby sobie w stanie poradzić. Na horyzoncie pojawiają się już potencjalni pracownicy z Gruzji, Indii, Nepalu czy Bangladeszu. Tu barierą są jeszcze wymogi prawne, gdzie na pozwolenie o prace trzeba oczekiwać nawet 3 miesiące.
Niemiecki rząd chce szerzej otworzyć drzwi dla wykwalifikowanych pracowników spoza Unii. Oficjalnie o tym nie mówi, ale wiadomo, że chodzi głównie o Ukraińców, którzy już teraz często pracują za Odrą nielegalnie.
Walka o pracowników zza Wschodu
Ze wspomnianego już raportu NBP wynika, że bardzo szybko zmienia się struktura prac do jakiej zatrudniani są obywatele z Ukrainy. Jednym z widocznych trendów jest rosnące zainteresowani pracownikami z Ukrainy wśród pracodawców z rejonów innych niż Mazowsze. Jeszcze do 2014 r., ponad połowa oświadczeń rejestrowana była tylko w tym województwie (choć już wtedy zaobserwowano spadek w stosunku do 2013 r.), podczas gdy w 2016 r. jego udział spadł do 28,0%. W pierwszej połowie 2017 r. było to już tylko 24,6%. Wzrósł natomiast udział oświadczeń rejestrowanych w innych województwach. W szczególności w łódzkim (z 2,9% w 2014 r. do 7,6% w 2016 r.), wielkopolskim (z 5,7% do 9,7%), śląskim (z 2,9% do 6,5%) i małopolskim (z 5,1% do 7,7%). Kolejną ważną zmianą jest rosnące zainteresowanie pracownikami z Ukrainy wśród branż innych niż rolnictwo. Przed 2014 r. średnio ponad połowa rejestrowanych oświadczeń dotyczyła tego właśnie sektora gospodarki. W 2016 r. mimo, że liczba oświadczeń rejestrowanych przez tę branżę nadal była najwyższa (w 2016 r. 336.7 tys. oświadczeń wobec 178,2 tys. w 2014 r.) to w 2016 r. udział tego sektora w ogólnej liczbie rejestracji wyniósł tylko 25,6%. Systematycznie rośnie natomiast znaczenie takich branż jak budownictwo, przetwórstwo przemysłowe, transport, handel i sektor gospodarstw domowych.
źródło: www.rp.pl; raport NBP
Aż miło się czyta. I ile można wynieść z tego artykułu.
Po prostu super