Podstawą uzyskania wysokiego plonu u większości gatunków sadowniczy jest dobre zapylenie kwiatów i zapłodnienie. Sprzyja to nie tylko zawiązywaniu dużej liczby owoców ale również dobremu ich wyrastaniu. Dlatego, zwłaszcza na plantacje borówki wysokiej, na okres kwitnienia wprowadzane są trzmiele, murarkę ogrodową lub pszczoły. Dobrym rozwiązaniem okazuje się również założenie własnej pasieki.
Antoni i Hanna Moscardo-Malinowski prowadzą gospodarstwo w Jakubowie, w którym uprawiają borówkę wysoką. 4 lata temu w pobliżu swojej plantacji postawili pierwsze 4 ule z pszczołami, sprowadzono wtedy specjalną ich rasę z Niemiec. Efekty tego szybko były widoczne w postaci dobrego zawiązania owoców na krzewach borówki i systematycznym wzrostem plonów w kolejnych latach. Pasieka z czasem znacznie się rozrosła, tak iż obecnie składa się na nią 26 uli. Są to głównie ule wielkopolskie leżakowe, dodatkowo ocieplane oraz kilka uli nadstawkowych. Pszczelarstwo stało się też pasją pani Hani, a ponadto dało możliwość pozyskania niezwykłego, bo borówkowego miodu.
Pszczoły w sąsiedztwie borówkowej plantacji to nie tylko korzyści, ale też pewne obowiązki.
Wymagają one opieki, nie tylko zainteresowania wtedy gdy jest możliwość podebrania pszczołom miodu, ale również odpowiedniego ich przygotowania do zimy. Gdy odwiedziłem to gospodarstwo kilka dni temu, w słoneczne i ciepłe wrześniowe popołudnie, pani Hania przeglądała właśnie ule. Okazało się, że w dwóch z nich nie ma matek i rozwija się czerw trutówek. Co zrobić w takiej sytuacji? – U rodzin, która nie posiadają matki, robotnice zaczynają składać czerw trutowy. W efekcie rodzina słabnie i zazwyczaj nie jest w stanie przetrwać zimy – tłumaczy Hanna Moscardo-Malinowski.
Dlatego podczas jesiennego czyszczenia uli i przeglądania ramek, sprawdza się czy są widoczne komórki z charakterystycznym czerwiem trutówek. Są one wyraźnie większe od normalnych i często wybrzuszone. Wszystkie ramki chowa się do transportówki, a następnie przenosi nad prześcieradło, nad które strząsa się pszczoły. Robotnice same wracają do ula, trutnie, które nie umieją latać zostają. Trzeba jeszcze wyczyścić ramki wycinając fragmenty plastra trutowego. Pszczoły szybko je odbudują i stworzą tam normalne komórki. To jednak nie koniec pracy bowiem do takich rodzin trzeba wprowadzić nowe matki. Nie jest to łatwe, gdyż rodzina trudno akceptuje w ulu nowe osobniki, wydzielające obcy dla nich zapach. Pani Hania ma jednak i na sposób. Planuje rodzinę nie mającą matki, połączyć ze słabszą rodziną z matką. By nie doszło do konfliktu, najpierw od wschodniej strony ula wprowadzane są ramki z matką z nowej rodziny. Za nimi rozwieszana jest gazeta skropiona kroplami miętowymi i kolejne ramki rodziny tożsamej z danym ulem, ale nie mającej matki.
Miętowy zapach łagodzi obyczaje. Zwykle po pierwszej nocy pszczoły przegryzają otwory w gazecie i łączą się ze sobą akceptując nowych lokatorów i przybyłą z nimi matkę.
Jesienią konieczne jest też wyczyszczenie uli, dlatego przy okazji przeglądania ramek, ule są sprzątane. W każdym zostawia się nie więcej jak 10 ramek, umieszczonych blisko siebie. – Na zimę nie można zostawić za dużo ramek, bo nie sprzyja to dobremu przezimowaniu rodzin. Dodatkowo, przed nadejściem mrozów ramki z wierzchu przykrywam zawsze tkaniną jutową (musi być czysta) oraz warstwą słomy. To chroni pszczoły przed utratą ciepła, a zarazem nie utrudnia wentylacji uli – tłumaczy Pani Hanna. Również w ulach od strony wschodniej widać zamontowane podkarmiaczki. Jest już jesień, pszczoły mają mało dostępnego pożytku, dlatego wskazane jest ich dokarmianie. W tym celu zawiesza się w ulu specjalne ramki wypełnione syropem zbożowym (można dać zwykły syrop cukrowy ale jest on gorzej przyswajalny przez pszczoły). Tylko mocne i dobrze wykarmione rodziny będą mogły bezpiecznie przetrwać zimę. – Do pszczół i samego pszczelarstwa trzeba dużo cierpliwości. Ale jest to duża satysfakcja, zwłaszcza gdy w okresie kwitnienia borówki, na naszej plantacji, jest prawie tak głośno jak w samym ulu – mówi Pani Hania.