Nieustannie zmieniają się realia rynkowe w jakich prowadzone są rodzime gospodarstwa. Widoczne są zwłaszcza dwie tendencje. Pierwszą jest kurcząca się podaż pracy sezonowej. O ludzi coraz trudniej, a pracownicy godni zaufania, rzetelni i odpowiedzialni są wręcz na wagę złota. Drugą jest przybierająca na sile dynamika zmian klimatycznych. Internet obiegają w bieżącym sezonie masowo zdjęcia zasypanych gradem ulic, podtopionych samochodów. Ale przecież tego typu skrajne zjawiska pogodowe dotykają też ogrodników. Czy w tej sytuacji samozbiory owoców mogą być pomocną formą zwiększenia dochodowości z prowadzonych upraw?

Pozytywne nastawienie konsumentów

Badania zlecone przez Krajowy Związek Grup Producentów Owoców i Warzyw wykazały pozytywne nastawienie Polaków do samozbiorów. Ich popularność sukcesywnie rośnie. Aż 76% ankietowanych zadeklarowało zainteresowanie samozbiorami polskich warzyw i owoców – to aż 24,6 mln Polaków!! Co jeszcze bardziej godne podkreślenia, liczba osób zainteresowana tego typu formą pozyskiwania owoców i warzyw w skali roku wzrosła o ponad 1,9 mln. W maju 2023 r. chęć udziału w samozbiorze deklarowało 70% badanych, a więc już zeszłoroczny wynik był fantastyczny. Wśród gatunków jakie najbardziej konsumenci chcieliby zbierać samemu są truskawki (35%), pomidory (31%), jabłka (24%), maliny (23%) i borówki (21%). Jagodowe cieszą się zatem dużym zainteresowaniem w tym zakresie.

Są plusy…

Wygląda na to, że konsumenci chcą przyjeżdżać do gospodarstw, rodzinnie spędzać czas, pokazywać dzieciom w jaki sposób pozyskuje się zdrową żywność i skąd tak naprawdę ona pochodzi. Czy właściciele gospodarstw w Polsce są jednak na to otwarci? Coraz częściej tak. Przemawia za tym kilka argumentów.

Po pierwsze, jest to zawsze jakaś forma sprzedaży wytwarzanych plonów. A przecież po to właśnie zakłada się i prowadzi plantacje – aby sprzedawać owoce i na tym zarabiać.

Po drugie, rozwiązuje to częściowo kwestie problemu z dostępem do pracowników. Wciąż mam w pamięci wizytę w jednym z niemieckich akurat gospodarstw zlokalizowanych w Szlezwiku-Holsztynie. Tam w owym dniu na 4 ha plantacji truskawek przebywało 2 pracowników. Wydawali oni opakowania, ważyli zebrany plon, dbali o porządek na plantacji na której owoce zbierało jednocześnie ponad 70 osób.

Po trzecie, na plantacjach zakładanych z myślą o samozbiorze nie trzeba stosować najnowszych i drogich technologii. Nawet lepiej, gdy  jagodnik jest bardziej tradycyjny, taki, po którym łatwo się poruszać i gdzie ryzyko wyrządzenia ewentualnych niezamierzonych uszkodzeń przez gości jest minimalne.

Po czwarte, samozbiory owoców mogą być szansą na sprzedaż w niezłej cenie owoców uszkodzonych przez ekstremalne warunki pogodowe. Z takim scenariuszem kilka lat mieliśmy do czynienia w gospodarstwie dr Pawła Krawca, gdzie m.in. uprawiane są borówki. Burza gradowa uszkodziła owoce lecz mieszkańcy okolicznych miejscowości częściowo chcący nieść pomoc, częściowo kuszeni perspektywą nabycia smacznych, świeżych owoców przybyli gromadnie na plantację i w dużej mierze uratowali ekonomicznie dla gospodarzy tamten feralny sezon.

Po piąte, jest to interesująca finansowo opcja do rozważenia zwłaszcza w okresach rynkowej zapaści popytu na dany owoc. Gdy ceny i zainteresowanie spadają, a pracownikom sezonowym i tak trzeba płacić pełne stawki sprzedaż zwykłymi kanałami może okazać się nieopłacalna. Wyeliminowanie jednego z głównych czynników składających się na całkowity koszt wyprodukowania plonu może znacząco wpłynąć na końcową rentowność prowadzenia plantacji.

…są i minusy

Skoro jest tak dobrze, to czemu samozbiory owoców w Polsce nie przybrały dotąd formy masowej aktywności? Plantatorzy maja pewne obawy związane z taką formą prowadzenia sprzedaży.  Częściowo lub w pełni można uznać je za zasadne.

Po pierwsze, w przypadku owoców o deserowej charakterystyce należy liczyć się z tym, że część z zerwanego plonu zostanie skonsumowana na miejscu, przez zważeniem i zapłaceniem. Wyzwaniem jest więc takie skalkulowanie ceny, aby wciąż była ona atrakcyjna dla konsumentów, a jednocześnie by rekompensowała ten ubytek. Zdaje się jednak, że osoby przyjeżdżające na plantacje borówek, jagody kamczackiej czy truskawek, przynajmniej w pewnej części nie kierują się kryterium finansowym, a raczej chęcią rodzinnego i aktywnego spędzenia czasu na łonie natury.

Po drugie, należy spodziewać się pewnych strat powstałych w skutek nieumiejętnego obchodzenia się gości z roślinami i plonem. Nawet wykwalifikowanym rwaczom zdarza się nadepnąć na truskawki czy ułamać pęd przy zbiorze borówek. W sytuacji, gdy na plantacji pojawią się „przypadkowe” osoby, a w szczególności dzieci, skala uszkodzeń z pewnością wzrośnie.

Po trzecie, liczyć się trzeba z tym, że wyzbierane zostaną przede wszystkim te najbardziej dorodne owoce, a mniejsze czy zdeformowane zostaną na swoim miejscu. Trudno też oczekiwać, by osoby uczestniczące w samozbiorze pozyskiwały plon wyłącznie w miejscu wskazanym przez właściciela bądź pracownika plantacji. Konsumenci są na plantacji gośćmi, chcą się poczuć komfortowo, nie wszyscy więc zastosują się bezwzględnie do wytycznych i zaleceń opiekuna lokalizacji.

Po czwarte, ważne jest także otoczenie plantacji. Chodzi o ogólne zadbanie o różne szczegóły przez pryzmat których będziemy oceniani. Porządek, przycięta trawa, wygodny parking, ogólny ład – czasem na pewne sprawy w sezonie nie ma czasu, do innych się przyzwyczajamy. Osoby, które odwiedzą nasze gospodarstwo po raz pierwszy dostrzegą wszystko to, czego my sami czasem już nie zauważamy.

Powodzeniem cieszyły się samozbiory na plantacji borówki

Samozbiory owoców w praktyce

Samozbiory owoców cieszą się jednak coraz większą popularnością. Dla przykładu, w bieżącym sezonie swe drzwi dla konsumentów otworzyło 20 gospodarstw uprawiających jagodę kamczacką w 8 województwach. Tego typu sprzedaż praktykują także plantatorzy truskawek czy borówek, a w tym roku już za nieco ponad miesiąc, po raz pierwszy w ramach ogólnopolskiej akcji, odbędą się samozbiory na plantacjach aronii połączone z pokazami wykonywania przetworów z tych zdrowych owoców.

Samozbiory owoców rozwiązują część problemów stojących przed polskimi gospodarstwami. Tworzą przy tym kilka kolejnych. Każdy sam musi rozważyć, czy jest zainteresowany taką formą sprzedaży owoców. W tych gospodarstwach, gdzie podjęto próby i gdzie dopisała frekwencja, samozbiory są w większości kontynuowane.







Poprzedni artykułCeny malin i truskawek – notowania w połowie lipca. Borówka amerykańska w dyskontach.
Następny artykułRynek borówki wymaga innowacji i nowych kategorii

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj